
Szacowany czas czytania: 10 minut
Dostrzec pielęgniarki w kryzysie. "Śmierć zabieramy w torebce do domu"
Są takie kadry, których się nie zapomina i jeśli się ich nie oswoi, nie przepracuje, będą kąsać naszą psychikę, podobnie jak niewyleczona próchnica truje cały organizm – przyznaje Anna Woda, pielęgniarka z ponad 10-letnim doświadczeniem. W rozmowie z Adamed Expert mówi o wyzwaniach, obowiązkach i trudnościach, które wynikają z pracy w zawodzie. Wymienia też objawy, które u każdej pielęgniarki powinny zapalić czerwoną lampkę. Lampkę, która może świadczyć o tym, że to one potrzebują pomocy.
Izabela Rzepecka-Sarota, Adamed Expert: Reakcja na ciężki stres i zaburzenia adaptacyjne, jak wynika z danych ZUS, odpowiadają w Polsce za najwięcej zaświadczeń lekarskich L4 z tytułu zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania. Pielęgniarki z kolei są jedną z najbardziej narażonych na stres grup zawodowych. Z jakimi wyzwaniami wiąże się codzienna praca pielęgniarki? Co ma w tym zawodzie największą siłę stresotwórczą?
Anna Woda, specjalistka pielęgniarstwa rodzinnego: - Proszę sobie wyobrazić, że podczas jednego dyżuru pielęgniarka uczestniczy w czterech zgonach pacjentów, a następnie wykonuje cztery toalety pośmiertne.
Ale śmierć, którą „zabieramy w torebce” do domu, to nie jedyny stresor. Na co dzień mierzymy się z ogromną odpowiedzialnością – za zdrowie i życie pacjentów. To my podajemy pacjentom leki, jeden błąd w przygotowanej dawce może kosztować drugiego człowieka zdrowie i życie. Pracujemy pod presją czasu, mierzymy się z ogromnymi niedoborami kadrowymi, jesteśmy przeciążone obowiązkami. Do tego mamy ogromne różnice pokoleniowe wśród kadr pielęgniarskich. Dla wielu pielęgniarek źródłem stresu jest również poczucie, że nie zawsze możemy dać pacjentowi tyle uwagi i wsparcia, ile byśmy chciały.
Jak ten stres przekłada się na wykonywaną pracę?
- Stres wpływa na koncentrację, cierpliwość i sposób komunikacji. Zauważam, że im dłużej on trwa, tym bardziej odbija się na poczuciu satysfakcji z pracy – pojawia się zniechęcenie, zmęczenie, czasem nawet drażliwość. W tak odpowiedzialnym zawodzie to bardzo trudne, bo pacjent potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i dobrej komunikacji.
Czyli nieraz musiała się pani spotkać z osobami, które przyznawały, że nie radzą sobie ze stresem, że codzienne wyzwania związane z pracą są dla nich za dużym obciążeniem.
- Coraz więcej osób przyznaje, że jest im trudno – chociaż często dopiero wtedy, kiedy sytuacja staje się naprawdę poważna. Wiele osób woli trzymać emocje w sobie, bo w środowisku pielęgniarskim nadal pokutuje przekonanie, że „musimy być silne”. Ale kiedy już rozmawiamy szczerze, to padają słowa o bezsilności, przemęczeniu i poczuciu, że obowiązków jest po prostu za dużo.
Stres związany z pracą odbija się nie tylko na życiu zawodowym, ale przekłada się też na życie prywatne. W przypadku zawodów medycznych możemy mówić o sytuacji szczególnej, bo zawody medyczne są niezwykle wymagające i absorbujące. Mamy więc stres, brak równowagi między życiem zawodowym a prywatnym, które mogą prowadzić do wypalenia zawodowego, a ono z kolei może skutkować np. depresją czy zaburzeniami lękowymi. Jak duży jest to problem w środowisku pielęgniarskim?
- O tym, jak duża jest skala problemu, mówi raport „Zdrowie psychiczne medyczek i medyków”, który opracowała Fundacja Polki w Medycynie. Objawy mogące świadczyć o konieczności kontaktu ze specjalistą zdrowia psychicznego odnotowano u prawie 70 proc. kobiet i prawie 63 proc. mężczyzn - osób wykonujących zawody medyczne oraz studentów i studentek kierunków medycznych. Co siódma osoba z badanej grupy miała myśli samobójcze. Sama również doświadczyłam wypalenia zawodowego, ale też depresji, i nie mam oporów przed mówieniem o tym publicznie. Jeśli potrafimy dzielić się swoimi doświadczeniami, np. w schorzeniach układu krążenia, dlaczego nie w sferze psychicznej? Znam wiele osób, które dzieliły się swoimi trudnymi doświadczeniami, szczególnie po okresie pandemii. Myślę, że wtedy coś w nas pękło i dotarło do nas, że to nie ludzie powinni dźwigać system - to system ochrony zdrowia powinien wspierać nas. Również w zakresie zdrowia psychicznego. Ostatnie alarmujące doniesienia o obniżeniach nakładów finansowych na sektor zdrowia psychicznego są niestety tym bardziej przerażające.
Pielęgniarki wielokrotnie spotykają się z trudnymi, traumatycznymi doświadczeniami, a więc są również narażone na zespół stresu pourazowego, jak i zespół wtórnego stresu pourazowego. To coś zupełnie innego niż „ten stres”, o którym wspomniałyśmy wcześniej. Mało się o tym mówi.
- Zdecydowanie za mało, a skutki mogą być równie poważne jak w przypadku klasycznego wypalenia. PTSD może się pojawić np. po dramatycznych zdarzeniach, takich jak nagła śmierć pacjenta, udział w reanimacji czy praca z dziećmi, które cierpią. Wtórny stres pourazowy natomiast dotyka nas, kiedy zbyt długo wchodzimy w świat pacjenta, przeżywamy razem z nim jego dramat.
Wrócę do okresu pandemii. Są takie kadry, których się nie zapomina i jeśli się ich nie oswoi, nie przepracuje, będą kąsać naszą psychikę, podobnie jak niewyleczona próchnica truje cały organizm. To nie tylko sceny śmierci z okresu pandemii, to także bezsilność, kiedy medycyna dochodzi do swoich granic, np. podczas resuscytacji. To również traumy związane z agresją pacjentów wobec nas – szczególnie dotkliwe.
Jakie objawy powinny zapalić lampkę ostrzegawczą? Co może być pierwszymi oznakami pogarszającego się zdrowia psychicznego?
- Na pewno: przewlekłe zmęczenie, problemy ze snem, poczucie zniechęcenia, brak radości z rzeczy, które wcześniej sprawiały przyjemność. Także trudności w koncentracji, drażliwość czy wycofanie z relacji z innymi. To sygnały, że coś się dzieje z naszą psychiką i że trzeba zareagować. Co jakiś czas rozmawiam z innymi pielęgniarkami i położnymi o ich pracy, ostatnio zwłaszcza z osobami, które zaczynają swój pierwszy rok w zawodzie. Szczególnie alarmujące jest zdanie: „Kiedy mam iść na dyżur, ze stresu boli mnie brzuch”. Jeśli pojawiają się objawy somatyczne, to naprawdę czerwona lampka ostrzegawcza.
Gdzie pielęgniarki obserwujące u siebie niepokojące objawy, nieradzące sobie ze stresem, wypalone, takie, które doświadczyły traumy, mogą szukać pomocy?
- Niestety, ale nie mamy wyboru – musimy ponosić koszty terapii psychologicznej w większości samodzielnie. Koszt indywidualnej terapii psychologicznej to ok. 1000 zł miesięcznie. Co ważne, to wsparcie potrzebne jest nie tylko dla osób, które są wypalone, ale w sytuacjach, w których np. na jednym dyżurze wykonujemy cztery reanimacje, dochodzi do trzech zgonów pacjentów. Po takiej sytuacji obecnie śmierć „zabieramy ze sobą w torebce” do domu, bo nie ma procedury, w której ktoś mógłby z nami o tym porozmawiać. Ministerstwo Zdrowia realizowało Program wsparcia psychologicznego kadry medycznej oraz studentów kierunków medycznych wraz z Fundacją Nie Widać Po Mnie, ale 14 grudnia 2023 roku był ostatnim dniem funkcjonowania platformy psychologdlamedyka.pl w zakresie umawiania i przeprowadzania sesji z psychologami i psychoterapeutami. Program zakładał interwencję kryzysową i cztery spotkania ze specjalistą, miał na celu przeprowadzenie do 15 000 takich interwencji. Niestety nie doczekał się kontynuacji.
Systemowego wsparcia więc brak?
- Chcę to właśnie bardzo mocno podkreślić: nie posiadamy systemowego wsparcia zdrowia psychicznego dla medyków. Psycholog czy psychoterapeuta w miejscu pracy, a więc kolega czy koleżanka z pracy – nie jest dobrym rozwiązaniem. Potrzebujemy specjalisty z zewnętrznej placówki, osoby obiektywnej, bezstronnej. Specjalisty, którego zadaniem jest praca z nami, a nie równocześnie z pacjentami. Istotę takiego rozwiązania podkreśla wielu specjalistów i organizacji działających w zakresie zdrowia psychicznego. Jeśli miałabym na ten moment wskazać dostępne rozwiązania, szukałabym ich właśnie w działaniach organizacji pozarządowych, fundacji i stowarzyszeń.
Po jednej stronie mamy pielęgniarkę, która często sama potrzebuje wsparcia, a po drugiej stronie pacjenta i jego rodzinę, którzy również liczą na wsparcie emocjonalne w trudnych momentach. Czy to w ogóle możliwe udzielać takiego wsparcia pacjentowi, gdy samemu się go potrzebuje, a nie otrzymuje?
- Wsparcie medyków to wsparcie pacjentów. Już obecnie atmosfera w szpitalach czy poradniach jest daleka od optymalnej. Pacjenci nie czują się w placówkach medycznych dobrze, często opisują uczucie bycia intruzem. Pielęgniarki i położne spędzają z pacjentem najwięcej czasu – to my „przeprowadzamy” pacjenta przez system opieki zdrowotnej. Kiedy pielęgniarka nie ma czasu skorzystać toalety – a jesteśmy w sytuacji, w której braki kadrowe i bardzo szeroki zakres obowiązków powodują dosłownie trudność w zaspokajaniu własnych potrzeb fizjologicznych – jak zapewnić pacjentowi komfort psychiczny w czasie udzielania świadczeń? Jako medycy staramy się, ale niestety, generalizując, nie jesteśmy już w stanie działać ponad siły.
Dobrostan psychiczny personelu medycznego, w tym pielęgniarek, w kontekście ochrony zdrowia jest kluczowy. W 2020 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podkreśliła, że pielęgniarki, obok położnych, stanowią kręgosłup systemów opieki zdrowotnej. Jak o ten kręgosłup dbać? Środowisko pielęgniarskie, w tym Naczelna Izba Pielęgniarek i Położnych, od dawna mówi o potrzebie zmian, konieczności wdrożenia rozwiązań, które zapewniłyby pielęgniarkom i położnym bezpieczeństwo i komfort pracy. Jakie zmiany są najbardziej pożądane przez pani środowisko? Jakie w największym stopniu wpłynęłyby pozytywnie na dobrostan psychiczny personelu pielęgniarskiego?
- Jako podstawę wskazałabym przestrzeganie norm zatrudnienia i realizowanie ustawy o minimalnym wynagrodzeniu. Pamiętajmy, że zdrowie fizyczne i psychiczne są ze sobą nierozerwalnie połączone. W kolejnych krokach tworzenie zespołów interdyscyplinarnych, a także zagospodarowanie ważnego zawodu, jakim jest opiekun medyczny i uwzględnienie tego zawodu w koszyku świadczeń zdrowotnych. Ważne jest również wsparcie pielęgniarek poza szpitalami, bo kiedy pacjent opuszcza szpitalne mury, to właśnie świadczenia pielęgniarki rodzinnej czy opieki długoterminowej są kluczowe w ciągłości opieki.
Wspominając o kręgosłupie – również dosłownie – potrzebujemy sprzętów takich jak podnośniki do transferu pacjentów. Obecnie wizyty u fizjoterapeutów również pokrywamy z własnej kieszeni, koszt tych wizyt jest duży, a dostępność w ramach NFZ znikoma. Kiedy boli kręgosłup, trudno o dobrostan. I last but not lest - ogromnie ważny dla środowiska pielęgniarek i położnych jest również urlop na poratowanie zdrowia, o który zabiegamy od lat. W tym czasie moglibyśmy zadbać o własne zdrowie, szczególnie że swoje badania profilaktyczne zostawiamy niestety na szarym końcu. Jeszcze raz podkreślę: zdrowy medyk to bezpieczny pacjent.
Gdy tego wsparcia z zewnątrz brak – jak na co dzień można dbać o swoje zdrowie psychiczne?
- Wiele mówimy obecnie o work life balance, a nawet work life blending. Kiedy zaczynałam pracę kilkanaście lat temu, powoli kultura gonienia z dyżuru na dyżur zaczynała chylić się ku upadkowi. Dziś praca ponad siły nie jest już trendem, dużą zasługę należy przypisać tutaj pokoleniu Z, które ceni sobie zdrowie i stawia zdrowe granice, nie biorąc nadgodzin czy pracując na jednym etacie. To budzi pokoleniowe konflikty w zespole, ale właśnie dlatego wsparcie decydentów i systemu ochrony zdrowia jest tak ważne.
Na co dzień stawiajmy więc zdrowe granice, dedykując również swój czas życiu rodzinnemu, a także pasjom. Wszystko, co daje nam uczucie szczęścia i kotwiczy nas w „tu i teraz”. To ogromnie ważne, bo łatwo wpaść w „uzależnienie” od bycia w pracy. Ciekawą inicjatywą w tym zakresie wykazała się Okręgowa Izba Pielęgniarek i Położnych w Białymstoku, tworząc Sekcję Sportową w Izbie. Mam nadzieję, że już wkrótce na terenie całego kraju powstaną takie sekcje działające przy Okręgowych Radach Pielęgniarek i Położnych, a spotkania na wspólny spacer czy jazdę na rowerze będą regularną aktywnością pielęgniarek i położnych.
Jest coś jeszcze, co chciałaby pani powiedzieć koleżankom po fachu, które zmagają się z trudnościami wynikającymi z pracy w zawodzie?
- Zacznijcie mówić „dziękuję, nie” – nie wezmę nadgodzin, bo mam takie prawo, nie wykonam tego działania, bo jest niezgodne z moimi kwalifikacjami i, co ważne w praktyce, to działanie zabiera mi czas na moje ustawowe zadania. Nie dźwignę tego pacjenta bez sprzętu, bo wymogi BHP mówią o tylu, a tylu kilogramach. Kiedy zaczniemy mówić „nie”, tam, gdzie mamy do tego ustawowe prawo – informacja będzie szła „do góry”. Dopóki osoby zarządzające nie wiedzą o problemie, bo „nikt nie zgłaszał”, nic się nie zmieni. Droga „bo zwyczajowo się tak robiło” – to droga do chorego kręgosłupa i wypalenia zawodowego. Szukajcie wsparcia w samorządzie zawodowym, związkach zawodowych, organizacjach pozarządowych. Przede wszystkim wspierajmy się koleżanki i koledzy w tym zdrowym stawianiu granic, dla swojego zdrowia, zamiast przymuszać się wzajemnie do niszczenia swojego zdrowia w imię „bo tak zawsze było”.
Rozmawiała Izabela Rzepecka-Sarota
Anna Woda – magister pielęgniarstwa, specjalistka w dziedzinie pielęgniarstwa rodzinnego. Entuzjastka umiejętności społecznych w zawodach medycznych. Promuje higieniczny styl życia i kąpiele leśne. Współzałożycielka ogólnopolskiej grupy wsparcia Forum Pielęgniarstwa i Położnictwa @forum.pip, członkini Rady Fundacji Polki w Medycynie @polkiwmedycynie, członkini Zarządu Polskiego Towarzystwa Pielęgniarstwa Infuzyjnego @ptpi_pl. Prowadzi bloga na Instagramie @higienicznawoda.